piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 2

- Ciociu?
- Tak, Lina? - Brązowooka starsza przedstawicielka płci piękne spojrzała uważnie na dziewczynkę, która spokojnie szła ,od kilku minut w ciszy, obok niej, ściskając delikatnie jej dłoń.
- Będziesz już zawsze z wujkiem? - Nie dało się ukryć zdziwienia, które wymalowało się na twarzy Hermiony. Nie spodziewała się usłyszeć tego dnia takiego pytania, szczególnie od Karliny.
- Dlaczego o to pytasz, Kochanie? - Zagryzła delikatnie dolną wargę, nie odrywając wzroku od swojej małej towarzyszki. Dla niej to pytanie było co najmniej dziwne, ale małe dziecko w końcu mają to do siebie, że zadają dużo pytań i nie zawsze są one łatwe.
- Jak zapytałam się kiedyś mamy o tatę to powiedziała mi, że kochał nas, ale musiał odejść. Ja i tak wiem, że zostawił mamusię, bo mnie nie chciał. - Hermionę ukuło coś w serce. Jak musiało czuć się pięcioletnie dziecko, które wiedziało, że wychowywało się bez ojca, bo on jej nie chciał? Szczególnie, że jeśli Karlina była czegoś pewna to nie dało jej się od tego odwieść. - Wujek też Cię zostawi?
Jedno pytanie potrafiło sprawić, że panna Granger musiała zastanowić się przez dłuższą chwilę, zapominając o tym, że ktoś czeka na jej odpowiedź. Byli razem już cztery lata i nic nie wskazywało na to, by mieli się rozstać. Wręcz przeciwnie, bo w końcu nie tak dawno Blaise oświadczył się jej. Zdążyli już razem całkiem dużo przejść, ale przede wszystkim kochali się. O wspólnych siłach sprawili nawet, że jego rodzice ją zaakceptowali, a nawet polubili. Potrzebny był do tego czas, ale udało im się. Kochała go, chociaż w jej sercu było miejsce dla kogoś jeszcze, a on o tym wiedział. I akceptował to.
- Możesz być spokojna, bo planujemy być razem już zawsze. - Posłała Karlinie ciepły uśmiech, po czym spojrzała przed siebie. Odetchnęła z ulgą w duchu, gdy znalazły się pod nowym, kamiennym budynkiem. Dotarły na miejsce dziesięć minut przed czasem, co usatysfakcjonowało panną Granger. Nie lubiła się spóźniać.


***

- Gdzie podziewałeś się przez ten cały czas?
- Głównie w Hiszpanii. Pomagałem kuzynce ogarnąć hotel. Chociaż dowiedziałem się, że jesteśmy rodziną przez przypadek. - Perlisty śmiech blondyna rozniósł się po pomieszczeniu, jednak gdy spojrzał na swojego przyjaciela ucichł. - Za to widzę, że Twoje plany wypaliły. - Pokiwał głową z uznaniem, rozglądając się po całym gabinecie. Był dumny z Blaise'a. Chciał zostać aurorem i osiągnął to. A on tego nie potrafił. Może przez to, że jeszcze nie zdecydował co chciałby naprawdę robić?
- Żebyś wiedział, że mam wszystko, czego chciałem. - Z krótkiego zamyślenia wyrwał go głos chłopaka, którego oczy miały odcień czekolady. Blondyn uniósł delikatne prawą brew ku górze, przyglądając się badawczo swojemu towarzyszowi.
- Chcesz mi przez to powiedzieć, że jesteś bliski założenia swojej rodziny?
- Od dłuższego czasu czuję się jakbym ją miał. Ślub i takie tam będą tylko potwierdzeniem. - Pokręcił delikatnie głową, po czym spojrzał na niego przepraszająco i swój wzrok spuścił na papiery, które leżały przed nim.
Młody Malfoy był trochę zmieszany. Owszem, wiedział doskonale, że Blaise chce założyć kiedyś rodzinę, ale nie sądził, że to nadejdzie tak szybko. Za czasów szkolnych był w końcu taki sam jak on. Nie istniała dla niego miłości tylko panienki na jedną noc. Jednak skończył z tym pod koniec szkoły, gdy zakochał się. A on dalej kontynuował swoje. Nie wierzył tylko w to, że Diabeł zmienił się aż tak. Kiedyś był strasznie rozgadany, we wszystkim widział coś związanego ze zbliżeniem płciowym, ciągle się śmiał, a teraz wydawał mu się poważniejszy.
Nie pomyślałeś, że trzyma jakiś dystans? Nie rozmawialiście kilka lat.
Nie, on taki nie jest.
Ludzie się zmieniają. 
Ja jakoś się nie zmieniłem.
Nie bądź taki pewny siebie. Nie zaprowadzi Cię to daleko.
- Gdzie trzymasz ognistą? - Na pytanie odpowiedział mu tylko delikatny ruch głowy Zabinego, który wskazywał drzwi, które mieściły się na drugim końcu pomieszczenia. Początkowo to miejsce wydawało mu się o wiele mniejsze. Bez słowa podniósł się w wygodnego fotela i udał w kierunku pomieszczenia, by po chwili zniknąć za drzwiami. Rozejrzał się, by zorientować się co gdzie jest, jednak już po chwili rozlewał ognistą do dwóch szklaneczek. W międzyczasie usłyszał jakieś pukanie do drzwi, więc postanowił zostać na chwilę tam, gdzie był, by ogarnąć sytuację. Stanął przy drzwiach, opierając się o ścianę. To chyba trochę wyglądało jakby podsłuchiwał. Westchnął cicho, po czym obrócił się i przez szparę drzwi zaczął obserwować co dzieje się za drzwiami.
- A może byś się tak przywitała, co księżniczko? - Blaise roześmiał się, a jego śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Ledwo co usłyszał pukanie, a mała, brązowowłosa dziewczynka znajdowała się na jego kolanach. Nie żeby mu to przeszkadzało, gdzie tam! Uśmiechnął się jedynie szerzej, gdy poczuł malutkie wargi na swoim policzku. Dla Dracona, który stał za drzwiami cała ta sytuacja wydała się trochę dziwna, bo po prostu nigdy nie wydawało mu się, by jego przyjaciel lubił aż tak dzieci.
- Mam się czuć zazdrosna? - Tym razem to śmiech dziewczynki rozniósł się po pomieszczeniu. Blondyn zauważył jak mała zeskoczyła z kolan Blaise'a i pobiegła w kierunku stolika, biorąc z jakiejś półki kredki i kartki. A co to oznaczało? Bywała tutaj częściej. Jednak nie to go interesowało. Głos kobiety, który usłyszał znał bardzo dobrze, ale nie mógł sobie przypomnieć do kogo należał. Wszystko zrobiło się dla niego jasne, gdy do jego stojącego już przyjaciela podeszła pewna przedstawicielka płci pięknej, której sylwetkę znał idealnie, ale miał cichą nadzieję, że to nie jest jednak ona. Szczególnie w momencie, gdy delikatnie musnęła wargi wyższego od niej chłopaka, który objął ją czule. Czuł, jakby jego serce powoli łamało się, ale nie mógł tego okazać. I nagle swój wzrok przeniósł na dziewczynkę, która malowała w tym czasie coś na kartce. Brązowe włosy, czekoladowe oczy, słodki uśmiech. To wszystko kojarzyło mu się zdecydowanie z Hermioną. I w tym czasie w głowie odbiły mu się echem słowa przyjaciela, który mówił, że ślub będzie tylko potwierdzeniem tego, że ma rodzinę. Czyli mógł mieć dziecko.
 
Naprawdę myślisz, że to jest ich córka? 
Dlaczego nie?
   
Nie uważasz, że ta mała ma z pięć, może sześć lat? 
Co to ma do rzeczy?
 
Wtedy to oni myśleli o tym, by jakoś ruszyć przed siebie po zakończeniu szkoły. Dla obojga kariera jest ważna.
Może nie planowali dziecka.

Dodając dziewięć miesięcy, gdy według Twojej teorii musiała chodzić z brzuchem to dziecko byłoby prędzej Twoje.
Są razem, więc mogli razem spać.
 
Tak szybko po tym, jak spała z Tobą? Sam w to nie wierzysz, bo wiesz, że ona nie jest taka. Spróbuj to sobie obliczyć w głowie.
A co jeśli to jest ich córka?

 Za dużo myślisz.
Cieszył się, że już mógł przerwać tą dziwną i bezsensowną rozmowę z samym sobą. Zerknął z utęsknieniem na Hermionę. Miał ochotę po prostu do niej podejść i przytulić, jakby chciał chronić przed całym złem tego świata. Tyle, że ona już miała swojego bohatera.
- Zapomniałem! - Draco, podobnie jak panna Granger, spojrzał zaciekawiony na Zabinego, który nagle ruszył w kierunku małego pokoju, w którym właśnie się znajdował. No tak, to było trochę dziwne, że siedzi już tam kilkanaście minut. Rzucił wszystkim ostatnie spojrzenie, po czym nagle znikł, jakby rozpłynął się w powietrzu.
- Dziwne - rzucił pod nosem Blaise, nie widząc nigdzie swojego przyjaciela. Uznał gdzieś w duchu, że może po prostu Malfoyowi się śpieszyło i nie zdążył się nawet pożegnać. Zamknął drzwi, po czym spojrzał z delikatnym uśmiechem na swoją narzeczoną. - Jedziemy?  



___________________________________________

Rozdział nie jest jakiś specjalny. Jestem też pewna, że pojawiło się w nich trochę błędów, za co bardzo chcę przeprosić, gdyż mogą one razić. 
Nie jestem dobra w pisaniu takich notek, więc nie będę rozpisywać się na siłę. :>
Pozostawcie po sobie jakiś ślad i mam nadzieję, że wpadniecie tutaj w następny piątek! <3