piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 1

- Hermi, jeszcze pięć minut, proszę. - Pociągający męski, ale jednak nadal zaspany głos, rozniósł się po całym pomieszczeniu. Widoczna do tej pory głowa mężczyzny zniknęła pod puchową kołdrą, którą sam na siebie narzucił, przez co nawet skrawek łóżka nie był nie zakryty.
- Pięć minut? Kochanie, Ty naprawdę masz marzenia. Masz wstać dokładnie w tej chwili, bo nie chcę potem wysłuchiwać, że znów się spóźniłeś, przez co nie wyrobiłeś ze wszystkim i przy okazji zwaliłeś to na mnie. - Brązowowłosa prychnęła cicho, po czym ściągnęła z impetem kołdrę, którą rzuciła w kierunku fotela stojącego obok okna. Siedząc na nim miało się naprawdę świetny widok na ogród.
- Wstanę, ale pod jednym warunkiem. - Dziewczyna spojrzała na chłopaka wyczekująco, a jej wzrok znacznie złagodniał, gdy z brzucha przewrócił się na plecy i spojrzał na nią uważnie. Nie dziwiło ją, że chłopak użył zasady "coś za coś". Może i skończyli szkołę już kilka lat temu, ale był Ślizgonem, a z tego zawsze coś pozostaje.
- Mów zanim się rozmyślę. - Jak skończysz dzisiaj pracę nie przyjeżdżaj prosto do domu, a do mojego biura. - Po co? - Niepewność malowała się na całej twarzy panny Granger, chociaż wiedziała, że jej chłopak pewnie nie myśli o niczym złym. - Chcę po prostu wrócić z Tobą do domu, a jak ja po Ciebie przyjeżdżam to zatrzymujesz mnie i w efekcie siedzimy tam jeszcze z dwie godziny. - Wzruszył delikatnie ramionami, po czym z pozycji leżącej przeniósł się do półsiedzącej, bo zaczęło mu się robić niewygodnie. Wiedział, że się zgodzi. Zawsze to robiła.
- Widzimy się o siedemnastej - rzuciła krótko, po czym musnęła delikatnie Jego wargi, by kilka sekund później zniknąć za drzwiami, pozostawiając młodzieńca samego.
***

- Lucia, muszę dzisiaj wyjść chwilę wcześniej, więc po prostu zamkniemy czy chcesz zostać sama? - Wesoły głos Hermiony rozniósł się po całej księgarni. Ukradkiem zerknęła na młodą dziewczynę, która przyniosła z zaplecza kolejne książki do układania na regałach, co przyprawiło ją o delikatny uśmiech. Przynajmniej miała kolejne opasłe tomiska, które z czasem przeczyta. W całym sklepie było raczej niewiele książek, których młoda kobieta nie przeczytała. Jeśli ma komuś coś polecać, to nie może tego zrobić po samym przeczytaniu fabuły.
- Niech się pani nie martwi i spokojnie wyjdzie. Poradzę sobie.
- Jak wolisz - rzuciła spokojnie brązowooka, układając kilka pozycji na regale znajdującym się za blatem i kasą. - Jak Karlina? Przyzwyczaiła się do nowej opiekunki? - Nie bardzo. Zresztą będę musiała poszukać kogoś innego, bo ta pani jest do dyspozycji tylko w dzień, a często chodzę w nocy pomagać w Mungu. Przykładowo dzisiaj będę musiała poprosić jakąś koleżankę o to, by się nią zajęła. - Ciche westchnięcie młodszej o rok od Hermiony dziewczyny rozniosło się po pomieszczeniu. Wychowywała samotnie pięcioletnią córeczkę i nie chciała żadnej pomocy od matki. Zresztą, kto by ją chciał od osoby, która potrafi wszystko komuś wypominać?
- Wiesz... Myślę, że ja i Blaise bez problemu możemy się nią dzisiaj zająć. Nie mamy żadnych planów, a przynajmniej Ty pracowałabyś spokojnie. Zresztą mała już dawno u nas nie była. - Wiedziała, że nic nie dałoby wypuszczenie Luizy wcześniej z pracy, bo i tak nie wyszłaby. Liczył się dla niej teraz każdy grosz, a nie chciała przyjmować żadnych pożyczek ani wcześniejszych wypłat, przez co panna Granger czuła się okropnie, bo nie wiedziała jak może jej pomóc. Jedyne co mogła to opiekować się jej dzieckiem, kiedy tylko miała do tego możliwości.
- No, ale to nie byłby dla pani problem? Dziecko potrafi być uciążliwe, szczególnie w nocy, a nie chcę robić pani dodatkowego kłopotu. Oczywiście dziękuję za propozycję, ale nie musi pani. - Pokiwała delikatnie głową, uśmiechając się. Dlatego tak bardzo lubiła pracować w Esy i Floresy. Nie wszędzie dało się znaleźć taką wspaniałą szefową, która była gotowa pomóc w każdej chwili.
- Nie przesadzaj, to sama przyjemność. Gdyby to był kłopot to nie proponowałabym nic takiego. A teraz będzie najlepiej, gdy ściągniesz tutaj małą. Jakby co jestem u siebie. - Spojrzała uważnie na Luizę, po czym zaczęła wchodzić po drewnianych schodach na piętro, gdzie znajdował się jej gabinet. Przystanęła jednak w pewnym momencie i obróciła się do dziewczyny. - I jestem Hermiona, nie pani. - Posłała jej delikatny uśmiech, by po kilkunastu sekundach zniknąć za drzwiami prowadzącymi do jej gabinetu.
Nie zorientowała się, gdy ponad pół godziny zleciało jej na papierkowej robocie. Musiała się powoli zbierać, jeśli naprawdę chciała dotrzeć na miejsce przed siedemnastą. Upiła łyk wody, którą popijała przez cały czas, po czym wzięła swoje rzeczy i opuściła pomieszczenie, zamykając je na klucz. W międzyczasie zerknęła na dół, by sprawdzić czy wszystko jest dobrze. Ujrzała jedynie małą dziewczynkę rysującą razem z jej pracownicą. Uśmiechnęła się pod nosem, po czym zeszła spokojnie na dół, obserwując je. Sama bardzo chciałaby mieć swoje dziecko, ale póki co i ona i Blaise skupiali się na swojej karierze, chociaż ona nie miała za bardzo co robić prócz dbania o interes. Poprzedni właściciel księgarni zmarł, a jej przepisał swój dorobek życiowy. Nie musiała nawet na to zapracować, co nie do końca jej odpowiadało.
- Ciocia Hermiona! - Zaśmiała się cicho, gdy słodki, dziecinny głosik rozniósł się. Wzięła na ręce dziewczynkę, która podbiegła do niej, uprzednio chwytając swoją torebkę. Cieszyła się, że mała tak ją nazywała.
- Pojedziemy do wujka, dobrze? - Spojrzała uważnie na Karlinę, zauważając, że nie zamierza odpowiedzieć jej inaczej niż kiwnięciem głowy. - Dzwoń jeśli tylko będziesz chciała, Lu - rzuciła do dziewczyny, która podeszła do nich, by musnąć delikatnie czoło najmłoszą czarownicę w towarzystwie, po czym udały się w kierunku drzwi.
- Uważajcie na siebie! - Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, zerkając na dziewczynkę, której widocznie było wygodnie u niej na rękach.
***

- Blaise Zabini jest u siebie? - Wysoki blondyn uderzał nerwowo opuszkami palców o blat stojący w recepcji jednego z biur, w którym pracowało wielu aurorów.
- Pokój 666. - Po uzyskaniu informacji, które były mu potrzebne, a nawet nie zdążył o nie zapytać, ruszył ku windzie, ignorując recepcjonistkę, która widocznie oczekiwała na jakiekolwiek słowa podziękować, ale chyba troszkę się przeliczyła. Zerknął na nią ukradkiem, gdy drzwi windy rozsunęły się i pokręcił delikatnie głową.
6 lat. Tyle minęło odkąd zerwał kontakt ze wszystkimi swoimi znajomymi. Była to trochę głupia decyzja, ale czasu cofnąć nie mógł. Przespał się z dziewczyną, którą kochał jego najlepszy przyjaciel i nie mógł sobie tego wybaczyć. Szczególnie, że tej nocy zdał sobie sprawę, że ta drobna istota była dla niego praktycznie wszystkim i nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli. To, jak został wychowany i to, co czuł do niej było kompletnie sprzeczne. Wolał odsunąć się w cień, chociaż to on był na tamten dzień na prowadzeniu. Tyle, że to już nie był żaden wyścig. Chodziło o coś znacznie cenniejszego. Uczucia. Tylko nie zdawał sobie wtedy sprawy, że mógł kogoś zranić, oczywiście prócz siebie. Ją po prostu zostawił samą i uciekł nad ranem, a jemu zostawił krótki liścik, że musiał wyjechać wcześniej. Zachował się jak zwykły tchórz. Jednak to było takie złe, że chciał, by ona była szczęśliwa z jego najlepszym przyjacielem? Doskonale wiedział, że Blaise da jej coś, czego on nie potrafił.
Patrząc na drewniane drzwi, na których widniała tabliczka z numerem pokoju i nazwiskiem jego przyjaciela poczuł wielką obawę. A co jeśli nagle zacznie mu wyrzucać wszystko , co tylko przyjdzie mu do głowy, a on będzie to wysłuchiwał w spokoju? To nie był miesiąc, a kilka lat. Był pewien, że nie był przy nim wtedy , kiedy powinien. Sam był sobie winien.
Wziął jeden głębszy oddech, po czym zdecydowanym ruchem pchnął drzwi, mając gdzieś, że właściciel pomieszczenia może w tym momencie zabawiać się z jakąś panienką. Nie zauważył jednak nic takiego, a tylko mężczyznę siedzącego za biurkiem z masą papierów przed sobą i z szokiem wymalowanym na twarzy. Nagle wszystkie słowa, które chciał wypowiedzieć i dobierał je odpowiednio od kilku dni zniknęły gdzieś. Obserwował jedynie bacznie, jak chłopak, który dorównywał mu wzrostem wstał i podszedł do niego. Był gotowy usłyszeć, że po prostu ma opuścić to miejsce.
- Witaj w domu, Smoku. - Nie usłyszał żadnych wyrzutów, a coś, czego kompletnie się nie spodziewał. Tak naprawdę kompletnie obudził go dopiero uścisk przyjaciela. Taki, jakiego mu brakowało przez ten długi czas.
_________________________________________________

Jest i pierwszy rozdział! 
Chciałam podziękować wszystkim osobom, które postanowiły tutaj zajrzeć. :*
Ktoś na tt zapytał się mnie dlaczego publikuję swoje ff. Możecie byś pewni, że robię to z czystej przyjemności, chęci poznania opinii innych, dzięki której mogę coś doszlifować, a nie dla komentarzy. :>
No cóż, mam nadzieję, że pozostawicie po sobie jakiś ślad i przede wszystkim życzę przyjemnego weekendu. :D

* Jeśli ktoś chce być informowany o kolejnych rozdziałach - zapraszam do zakładki Informowani

środa, 29 stycznia 2014

Prolog

"Są w życiu chwile, w których trzeba podjąć ryzyko i dać się ponieś szaleństwu."                                                  
 - Paulo Coelho

6 lata wcześniej.

- No, ale...
- Idź. Możesz przecież tańczyć z kim tylko chcesz. - Brązowowłosa posłała chłopakowi, który stał naprzeciw niej ciepły uśmiech, co miało tylko potwierdzić jej słowa. I udało się, gdyż po chwili ruda czupryna zaczęła znikać z jej pola widzenia wraz z pewną blondynką. Widziała ją już dzisiaj z Malfoyem, więc domyślała się, że jest jego partnerką. Po chwili nie dostrzegając już przyjaciela ani Harrego, który jeszcze nie tak dawno kręcił się obok nich, poczuła delikatne ukłucie zawodu w sercu. Był to jej ostatni wieczór w tej szkole, a póki co musiała go spędzić samotnie, bo jej przyjaciel, z którym przyszła znalazł sobie inną partnerkę. No, ale nie mogła mu tego mieć za złe, bo wiele osób właśnie tego wieczoru było gotowe na wielkie wyznanie. Podobnie i on, ale wątpiła, że jednak to zrobi. Zabraknie mu odwagi w ostatnim momencie, ale z drugiej strony wierzyła, że mu się naprawdę uda. Zresztą jakby zaczęła coś mówić na ten temat chłopak odebrałby to jako scenę zazdrości. Byli w końcu kiedyś razem, a Ron był... Po prostu Ronem. Stwierdziłby, że jest o niego zazdrosna, bo chce do niego wrócić, a ona nawet nie próbowałaby się tłumaczyć, gdyż tylko winny się tłumaczy, co on tłumaczyłby sobie całkowicie inaczej. Jednak kochała go za to. Tyle, że najwyżej jak brata, nic więcej. Ich związek, który zrodził się po wojnie, uznawała za infantylny, bo równie szybko się skończył co zaczął. Oboje chcieli umrzeć ze świadomością, że obok siebie mają osobę, dla której byli wszystkim. Tyle, że przeżyli tą bitwę, a związek nie był im pisany. Żałowała tylko, że to właśnie on ją zaprosił w tak szybkim tempie, bo Zabini zrobił to zaledwie godzinę po nim i niestety musiała mu odmówić, a doskonale zdawała sobie sprawę, że ich znajomość po zakończeniu szkoły raczej długo nie przetrwa. Arystokrata i szlama? Ta przyjaźń nie miała miejsca. Jednak po bitwie wszyscy się zmienili, w co raczej trudno uwierzyć. Może nie zmienili, to złe słowo, a odkryli swoje prawdziwe twarze, które przez długi czas ukrywali.
Westchnęła cicho, po czym ruszyła w stronę szwedzkiego stołu, by nalać sobie trochę ponczu. Napiła się trochę trunku, po czym stanęła pod jedną ze ścian, by nie przeszkadzać tańczącym przy jakiejś balladzie parą. I nagle, jakby wcześniej byli ukryci w powietrzu, zauważyła Rona ze Ślizgonką, której miała okazję dokładniej się przyjrzeć. Była ładna, tego nie można było jej odmówić, ale niczym się nie wyróżniała. A tego panna Granger nie lubiła. Obok nich tańczyła wtulona w Harrego Ginny, co sprawiło, że na twarzy Hermiony pojawił się wesoły uśmiech. Była pewna, że jeśli ta druga para zadba o swoje uczucia, to ich związek może przetrwać naprawdę długo. Byli sobie pisani. I na to akurat wpływu nie miał nikt.
- Ładnie razem wyglądają. - Z zamyślenia wyrwał ją lekko ochrypnięty głos, w czym znacznie pomogły jej perfumy właściciela owego głosu, które pobudzały jej zmysły.
- Masz rację Mal... Draco. - Zerknęła na niego ukradkiem, zagryzając delikatnie swoją dolną wargę. Nie mogła się przyzwyczaić, że zwraca się do niego po imieniu, a nie po nazwisku. Wszelkie wyzwiska wykluczyli już jakiś czas temu. - Widzę, że Ron porwał Ci partnerkę.
- I tak znalazłem o wiele lepsze towarzystwo. - Spojrzał na nią uważnie, by po chwili uśmiechnąć się pod nosem.

***
 

- Co planujesz robić po zakończeniu szkoły?
- Chciałabym odnaleźć swoich rodziców. A potem... Może praca w Mungu? Lubię pomagać innym - rzuciła spokojnie, czując jak pomimo wszystko zaszkliły się jej powieki. Wątpiła w to , że odnajdzie swoją rodzinę. Nie udało jej się to przez cały rok, nie wierzyła w nagły cud.
- Odnajdziesz ich, gdy przestaniesz robić to na siłę. Tak już często jest. - Blondyn przechylił delikatnie głowę w bok, by móc przyjrzeć się dziewczynie. Z jednej strony była cholernie waleczna, a z drugiej taka krucha, co go w pewien sposób dotykało. Sam od niedawna mógł być naprawdę sobą, więc ciągle się poznawał. Westchnął cicho, po czym upił niewielki łyk ognistej.
- A Ty co planujesz? - Nagle wesoły głos dziewczyny rozniósł się po dormitorium młodego Malfoya. Był pewien, że lada moment może się rozpłakać, a jednak tak szybko zapanowała nad sobą i zachowywała się jakby nigdy nic.
- Ministerstwo. Nic innego nie znajdę. - Zamiast w Hermionę, wlepił swój wzrok w zdjęcie, które stało na kominku. Była na nim Narcyza, która beztrosko uśmiechała się i machała. Odkąd Lucjusz siedział w Azkabanie była taka przez cały czas, co Draconowi naprawdę się podobało.
- Będę się już zbierać. Rona dotkną wyrzuty sumienia i będzie mnie szukał. - Młoda czarownica zaśmiała się pod nosem, po czym wstała na równe nogi z wygodnego fotela i wygładziła materiał sukienki, którą miała na sobie tego wieczoru, uśmiechając się pod nosem. Kompletnie nie przypominała żadnej z tych, które nosiła wcześniej i jakie noszono na bale w szkole, bo przede wszystkim była krótka. - Jeśli mam być szczera to nie myślałam, że połowę mojej ostatniej nocy z w Hogwarcie spędzę w Twoim towarzystwie. - Spuściła na kilka sekund wzrok, by wziąć głębszy oddech. - I podobało mi się to.
- Nie nadajesz się do pracy w Mungu - rzucił zdecydowanym głosem, podchodząc do niej. - Książki. Rób cokolwiek związanego z nimi. Pasują Ci. - Posłał jej jeden ze swoich uśmiechów, którymi zazwyczaj przekonywał innych do swoich racji, po czym sam zrobił coś, czego nie spodziewałby się po sobie. Po prostu zaczesał jeden kosmyk włosów dziewczyny za jej ucho, powodując tym samym, że je policzki lekko się zaróżowiły.
- Draco, ale... - Nawet nie dokończyła, bo nagle poczuła na swoich wargach nacisk, spowodowany przyciśnięciem do nich innych warg. I wcale jej to nie przeszkadzało, bo chętnie to odwzajemniła. Nagle nie liczyło się dla niej to , że ktoś może ją szukać, a to, że przez chwilę czuła się jak w swojej idealnej bajce, gdzie zwyciężyło jednak dobro. Zapomniała w tym momencie nawet o latach wyzwisk, które ostatecznie mu wybaczyła, ale gdzieś głęboko w sercu to nadal siedziało. Nie panowali nad czasem, bo nie liczył się dla nich. Oboje tylko wiedzieli, że podczas tej nocy Hermiona Granger oddała Draconowi Malfoyowi najcenniejsze, co ma każda kobieta na świecie i czego nie może odzyskać. Oddała mu się cała po jednym wieczorze, podczas którego po prostu rozmawiali. Oddała się swojemu byłemu wrogowi całą duszą i ciałem. I nikt jej do tego nie namawiał. Tyle, że każda bajka w którymś momencie musi się skończyć. Na tą również przyszedł czas. Wystarczył tylko jeden poranek.

 ___________________________________________________________

Jest i prolog, który leżał jakiś czas schowany w głowie, a przelany całkiem niedawno.
Liczę na szczere komentarze. Nie publikuję tego, by czytać same cukierkowe komentarze, gdy prawda jest całkiem inna.
Do następnej notki! :*